Dyskusja o winie: Jimmy Carter

Napoje

Jimmy Carter, 39. prezydent Stanów Zjednoczonych, urodził się w Plains w stanie Georgia w 1924 roku. Jego ojciec był rolnikiem i biznesmenem, a jego matka była dyplomowaną pielęgniarką. Jedną z wielu rzeczy, które przekazał mu ojciec, była rodzinna tradycja winiarska. Carter w taki czy inny sposób zajmował się winem przez większość swojego życia i odkrył, że dobrze mu służyło podczas podróży.

Obecnie jest przewodniczącym The Carter Center, które jest „zaangażowane w promowanie praw człowieka i łagodzenie niepotrzebnego ludzkiego cierpienia”. Wysiłki Cartera i jego żony Rosalynn Smith Carter, wiceprzewodniczącej Centrum, poprawiły jakość życia w ponad 65 krajach.

13. doroczny zimowy weekend Carter Center rozpoczyna się w sobotę 12 lutego. Wszystkie ciche i aukcje na żywo, w tym domowe czerwone wino prezydenta Cartera, można składać faksem, telefonicznie lub online do godziny 18:00. Czas wschodni w sobotę. Dodatkowe informacje są dostępne na www.cartercenter.org.

Wine Spectator: Jak aktywnie wybierasz parcele na aukcję zimowego weekendu Carter Center?
Jimmy Carter: Daję rzeczy Carter Center. Kiedy w naszych rzeczach osobistych mamy specjalne przedmioty, których już nie potrzebujemy, przekazujemy je Carter Center, jeśli mają wartość historyczną. Zrobiliśmy zdjęcia ze mną, Reaganem, Nixonem, George'em Bushem seniorem i wszystkimi żonami i osobiście podpisaliśmy te zdjęcia. Ograniczyliśmy ich liczbę, więc każdy z nas ma ich bardzo niewiele. Daję je Carter Center, a oni przynoszą kilkadziesiąt tysięcy dolarów.

Jestem zapalonym producentem mebli. Zrobiłem około 150 sztuk mebli. Przez około 10 lat oddawałem wykonany przez siebie mebel do Carter Center wraz ze zdjęciami, na których wykonałem mebel. A przez ostatnie dwa lata - w zeszłym i tym roku - malowałem obrazy olejne i je podarowałem. Od kilku lat daję jedną lub dwie butelki mojego wina. Mam piękną etykietę, którą moje dzieci dały mi około 10 lat temu.

WS: Produkcja wina to trochę rodzinna tradycja, prawda?
JC: Mój dziadek robił wino na bardzo dużą skalę. Miał około 15 akrów winogron [w Gruzji] i zrobił z tego wszystko wino - czyli dużo wina. Potem mój ojciec i mój wujek odziedziczyli przepis po dziadku, a ja odziedziczyłem po tacie duże 5-galonowe dzbanki. Wina zajmuję się już od 15 lat. Mniej więcej co pięć lat robię około 100 butelek wina, aby dać je mojej rodzinie i przyjaciołom, a ostatnio, aby przekazać darowiznę dla Carter Center. W przeszłości, kiedy robiłem wino, zrobiłem około 75 butelek czerwonego wina i około 25 butelek białego wina.

Drastycznie zmodyfikowałem przepis, ponieważ w przeszłości, jak możesz sobie wyobrazić, zwyczajem było - a smak był wtedy - dodawanie nadmiernej ilości cukru do winogron. Więc kiedy cały dostępny cukier zamienił się w alkohol, zostało dużo cukru, z bardzo słodkim winem. Dlatego starałem się zrównoważyć, studiując francuskie książki o winiarstwie i rozmawiając z niektórymi z głównych winiarzy. Opracowałem przepis na bardzo wytrawne wino, które teraz preferuje większość ludzi. Lubię to robić.

WS: Wygląda na to, że lubisz studiować proces produkcji wina. Ile badań zrobiłeś?
JC: Mam trzy lub cztery książki o winiarstwie i oczywiście teraz korzystam z Internetu. W północnej części Atlanty jest sklep ze sprzętem do produkcji wina. Szedłem do nich po poradę, kiedy miałem problem i tam zazwyczaj kupuję mój nowoczesny sprzęt, korki i tym podobne. Na autostradzie międzystanowej 85, na północny wschód od Atlanty, jest duża firma winiarska. Byłem tam na górze i zabrali mnie przez swój zakład winiarski. Oczywiście to na skalę komercyjną.

Zwykle w sierpniu sprowadzam moje dzieci i wnuki na Równiny, a my wychodzimy do lokalnych winnic i zbieramy około 50 galonów winogron. Mam starożytną prasę do wina - prawdopodobnie około 250 lat - którą ktoś mi podarował, a resztę sprzętu wykonałem samodzielnie.

WS: Czy ciągle udoskonalasz swój proces?
JC: Cóż, naprawdę nigdy nie miałem żadnych problemów z czerwonym winem, ponieważ jest wystarczająco mocne, aby wytrzymać niewielkie różnice w smaku i tak dalej. Ale robię wszystko, co w mojej mocy, aby mieć absolutną czystość i unikać wszelkich obcych zapachów i smaków, które mogłyby się do niego dostać. Ale mam, powiedziałbym, średnio 0,500 mrugnięcia na białych winach.

WS: Jakich winogron używasz?
JC: Używam tylko lokalnych winogron Scuppernong i winogron Muscadine. Nigdy nie miałem winogron zwykłych winiarzy.

WS: Czy wino często było na twoim stole?
JC: Nie, to nie był wtedy zwyczaj w moim domu. Właściwie nigdy nie zacząłem pić wina, dopóki nie wstąpiłem do marynarki wojennej. Mój wujek nigdy nie pił alkoholu, nigdy nie pił coca-coli. Mój ojciec pił dużo wina, ale nigdy nie czuł przymusu dzielenia się nim ze swoimi dziećmi. W rzeczywistości opuściłem dom, gdy miałem zaledwie 16 lat, więc to naprawdę nie było właściwe.

WS: Ale kiedy wszedłeś do służby, zacząłeś pić?
JC: Och, tak, i kiedy wróciłem do domu. Po powrocie z Marynarki na Równiny wkrótce potem zacząłem produkować wino.

WS: Co służyłeś w Białym Domu?
JC: Kiedy dotarłem do Białego Domu, dokonaliśmy jednej poważnej zmiany, która wywołała wiele kontrowersji: przestaliśmy podawać mocne trunki w Białym Domu - co było standardową praktyką moich poprzedników. Dzięki tej decyzji zaoszczędziliśmy około 1 miliona dolarów rocznie na wydatki na posiłki w Białym Domu, ale serwowaliśmy wino. Podaliśmy bardzo dobre wino. Było to wino domowe. Wydaje mi się, że w tamtym czasie na początku otrzymywaliśmy może dwie trzecie z Kalifornii, a jedną trzecią ze stanu Nowy Jork. Ostatecznie myślę, że skończyło się na około 50-50.

WS: Czy przez lata dyplomacji byłeś w stanie użyć wina, aby znaleźć wspólną płaszczyznę?
JC: Chyba tak. Dużo podróżujemy. Moja żona i ja byliśmy w ponad 120 krajach. Opracowali kilka znakomitych win. Na przykład niedawno byłem w Afryce Południowej i tam robią znakomite wina. Zaledwie dwa tygodnie temu byłem w Palestynie, pomagając monitorować wybory w Palestynie, a teraz produkują bardzo dobre wina w Ziemi Świętej.

Wszyscy wiemy o Nowej Zelandii, Australii i Chile, oprócz standardowych win, które dostawaliśmy z Włoch, Francji i Niemiec. Tak więc wszędzie można kupić dobre wina i zawsze jest to kwestia harmonijnej rozmowy między mną a prezydentem, królem, premierem lub kimkolwiek, z kim akurat jadam, aby porozmawiać o pochodzeniu win. Zawsze są zaintrygowani, że ja, jako były prezydent, faktycznie robię własne wino. To dobry kawałek do rozmowy.

WS: Czy jest to temat, który często się pojawia?
JC: Powiedziałbym, że na większości większych bankietów. Oczywiście w Chinach, a może w Japonii, zamiast wina prawdopodobnie wypiłbyś sake lub coś w tym rodzaju. Ale dzięki uprzejmości, kiedy zachodni przywódca, taki jak ja, przychodzi na bankiet, prawie zawsze mają zachodnie wina, które znamy w tym kraju.

Nawiasem mówiąc, kiedy jestem w krajach Trzeciego Świata, na przykład gdy jestem w Timbuktu, Mali lub Etiopii, albo gdy jestem w głębi pustyni w południowym Sudanie, nie piję lokalnego wina, ponieważ może być ohydne. A więc alternatywnie, ponieważ nie pijemy żadnej wody, pijemy piwo. Robię to dość często, częściej niż w tym kraju. Nie piję dużo piwa w tym kraju, ale kiedy jestem za granicą i chcę coś napić i chcę na tym polegać, piję piwo.

Kilka razy próbowaliśmy kupić wino. Kilka lat temu wspięliśmy się na Kilimandżaro i pojechaliśmy do miejscowego kurortu, gdzie powiedzieli, że mają bardzo dobre lokalne wino, więc Rosa i ja kupiliśmy butelkę wina do naszego stołu. Kiedy skosztowaliśmy pierwszego kawałka, poleciliśmy kelnerowi - w ramach wielkiej hojności - dostarczyć naszą butelkę wina pracownikom Secret Service po służbie. Więc podzieliliśmy się z nimi naszym winem.

Kiedy jedziemy do kraju takiego jak ten, o którym wspomniałem, staramy się jak najlepiej zanurzyć się w ich kulturze. Dostosowujemy się do tego, co podają, i jest to dla nas bardzo interesujące, a także bardzo satysfakcjonujące.

WS: Czego nauczyłeś się od innych kultur?
JC: Generalnie zobowiązujemy się, zanim pójdziemy na bankiet, który mają na cześć mnie, Rosy i byłej Pierwszej Rodziny, że zjemy wszystko, co nam postawią. Jedliśmy za granicą kilka rzeczy, o których nie myślelibyśmy tutaj: ślimaki morskie i zupa z ptasiego gniazda i inne tego rodzaju rzeczy, których prawie nie da się zidentyfikować. Czasami żartujemy z tego, nawet z naszym gospodarzem i wszyscy się śmiejemy, a to dodaje dodatkowego wymiaru rozmowie, a także przyjaźni, której doświadczamy. W rzeczywistości większość z nich jest zbawienna dla twojego podniebienia, a niektóre z nich są dziwne, ale nie jest to bardziej dziwne niż doświadczenie ludzi, którzy przyjeżdżają na Równiny, kiedy przyjeżdżają na Równiny i piją maślankę i jedzą kapustę i kaszę. Każda miejscowość, nawet w Stanach Zjednoczonych, ma swoje specyficzne cechy żywieniowe. Staramy się być bardzo otwarci i nawet jeśli za pierwszym razem coś nie jest dla nas szczególnie przyjemne, to jedząc to staramy się, aby gospodarz poczuł, że zaserwował nam coś, co cenimy.